home
***
CD-ROM
|
disk
|
FTP
|
other
***
search
/
Aminet 25
/
Aminet 25 (1998)(GTI - Schatztruhe)[!][Jun 1998].iso
/
Aminet
/
docs
/
mags
/
JGPreview.lha
/
JiltedGeneration0
/
Articles
/
opowiadanie1.txt
< prev
next >
Wrap
Text File
|
1998-01-29
|
6KB
|
114 lines
Opowiadanie
Scorp/Art-B
def_author
&start
&float
Byl cieply upalny dzien. Slonce tylko od czasu do czasu chowalo sie za
chmury, ktore byly geste jak mleko. Johan Miller jechal do sztabu FBI w
Bostonie swoim troche podstarzalym Fordem. Jego glownym celem wizyty bylo
zbadanie tajnej bazy. Weszyl tu jakis podstep. Gdy zapoznal sie ze
szczegolami wizyty troche sie zdziwil a jednoczesnie przestraszyl. Zadanie
ktore mial wykonac moze i bylo do zrealizowania przez niego - byl przeciez jednym z
lepszych tajnych agentow, jednak wiedzial ze nie ma odwrotu. Mial zostac
przetransportowany wraz z przyjacielem w poblize tajnej bazy
wojskowej, wniknac tam i zapoznac sie z tym co sie tam dzieje. Dowodztwo
bowiem nie odpowiadalo od 3 dni. Po przygotowaniach i odprawie wraz z
agentem Braunem udali sie na lotnisko, a nastepnie na pas startowy.
&endfloat
&float
Szli w strone malego kilkunastoosobowego samolotu. Nie odzywali sie do
siebie jakby mysleli ze jeszcze beda mieli na to duzo czasu. Weszli na
poklad. Samolot wewnatrz byl ladnie wystrojony: tapicerka, chodniki,
stolik i male studio nadawczo - odbiorcze. To wszystko znajdowalo sie w
jednym przedziale. Dalej znajdowala sie kabina pilotow. Piloci mieli juz
konkretne rozkazy i instrukcje. Agenci siedli wygodnie poczym sprobowali
przygotowanych koktajli i dali znac pilotom aby ruszac
do celu. Samolot, a raczej avionetka powoli ruszyla. Zanim Braun i
Johan skupili sie na locie byli juz wysoko, ponad chmurami. Teraz juz nie
mieli czasu na glupie pogaduszki musieli sie przygotowac do zadania.
Zaloûyli kombinezony wojskowe i spadochrony. Za kilkanascie minut beda u
celu...
&endfloat
&float
Na terenie bazy znajdowaîo sië lotnisko, jednak ladowania nie
przewidywano dla celow bezpieczenstwa. Nie wiedzieli przeciez co sie tam
moglo staê. Byli kilometr od bazy na wysokosci 2000 metrow. Jeden z
pilotow otworzyl wlaz. Braun wyskoczyl pierwszy.
Dlugo nie rozwijal spadochronu. Nagle spadochron rozloûyl sie -
znioslo go o kilkaset metrow od docelowego punktu ladowania.
Johan wyskoczyl za nim po kilku sekundach. Spadochron otworzyl kiedy mial
na to najlepsza mozliwosc. Spadal swobodnie. Kochal skoki na spadochronie.
Opadal i opadal... Wokol bylo juz ciemno, jednak potrafil dostrzec pod soba
Brauna. Wokol pod nim byla pustynia a na dole przed nim powinny znajdowac
sie swiatla bazy. Bylo jednak ciemno. Nie wiedzial jeszcze co to oznacza.
Gdy wyladowal zwinâî spadochron. Razem z Braunem mieli sie skontaktowac po
wyladowaniu w dowodztwie ktore ewentualnie przysîâê miaîo wsparcie. Musial
odnalezc Brauna. Szedl we wlasciwym kierunku - zobaczyl spadochron,
przyjaciela jednak nie bylo. Nie mial czasu. Wiedzial ze gdy sie rozdziela
to musza liczyc kazdy na siebie. Ruszyl na polnoc - w strone bazy. Bylo
ciemno, szedl powoli, nie mogl nawet zapalic latarki.
Dokola slychac bylo tylko swierszcze. Szedl juz pol godziny. Dostrzegl w
koncu siatke... Podszedl... Ze zdziwieniem sposrzegl, ze na ziemi cos lezy. Byla
to tabliczka z napisem i"wstep wzbroniony"n. Bez przyczyny lezala zerwana na
ziemi. Nalozyl okulary na podczerwien. Teraz mogl widziec wyrazniej i
wiedzial czy gdzies nie czai sie zlo. W miejscu gdzie kiedys zapewne
wisiala owa tabliczka byla ogromna dziura, jak gdyby ktos olbrzymim miotaczem ognia
wypalil ja z wielka zloscia. Na krawedziach dziury widniaîa jakas bîyszczâca
substancja. i"To krew"n - stwierdzil Johan. Byl zbulwersowany i wstrzasniety.
Najpierw strata przyjaciela a teraz jeszcze ta krew...
&endfloat
&float
Ruszyl dalej. Byî jednak teraz czujniejszy. Wszedzie sie rozgladal. Byl
juz na terenie bazy, dokola bylo pusto i cicho. Wszystko w okol
jakby wymarlo. Bron trzymal caly czas w pogotowiu. Szedl w strone budynkow po
krotkim pasie lotniska. Przed nim ukazala sie na horyzoncie wiezyczka.
Nie dostrzegl nic, zadnego impulsu zycia. Szedl dalej i
nie zastaî zadnego sladu zycia. "Co sie do cholery...." Nie
zdarzyl dokonczyc gdy 220-300 metrow od niego cos sie poruszylo. Nie
wiedzial co to moglo byc. Zauwazyl jak po chwili cos biegnie w jego
strone. Z bardzo zaskakujaca i dziwna wsciekloscia. To cos zblizalo sie
bardzo szybko. Johan przygotowal pistolet, ktory dostal dobrych kilka
lat temu. Gdy stwor wielkosci okolo 2 metrow: barczysty i silny
zblizyl sie do niego, Johan poczul nagle, ze znajduje sie w jakiejs dziwnej
mgle. Powoli gestniejacej lecz jeszcze nie tak gestej aby nie mogl
widziec. Stwierdzil w swych myslach ze znajduje sie w zamknietym
pomieszczeniu, niewyobrazalnie jasnym i znajdujacym sie w niespotykanym
zapachu, przypominajacym raczej zapach rozkladajacego sie miesa. Jednak
nie byl tak intensywny. Lezal na podlodze skrepowany czyms, co przypominalo
metalowe prety umieszczone wzdluz ciala. Nie mogl zebrac mysli. Klebily
sie one tysiacami w jednej tylko chwili. Musial sobie z tym
poradzic. Nie moze przecieû zostac calkowicie pochloniety przez jakâô nieznana sile.
Zebral w sobie wszystkie sily, ktorych dziwnym trafem jakos nie mial, jak
gdyby zostaly wyssane z jego ciala. Nie czul go. Krzykna, jednak jego glos
rozlal sie jak gdyby w nieskonczonosc. Nic sie nie stalo. Lezal tak nie
wiedzac nawet ile czasu trwaîy wszystkie wydarzenia. Pomieszczenie ogarnela
nagla ciemnosc. Dla niego byl to szok. Jego oczy nie
mogly oswoic sie z tym kontrastem. Czern z biela. Bylo to dla
niego calkowite oslepienie. Slyszal teraz tylko dzwieki
jakichs maszyn pracujacych w oddali. Odczul ze cos ciezkiego sunie ku
niemu, rozluznia pasy ktorymi byl skrepowany. Doznal chwilowej ulgi. Poczul przez
ulamek sekundy jak cos paskudnego, oddychajacego ciezko znajduje sie tuz
nad jego glowa...
&endfloat
&float
To co stalo sie za chwile bylo dla niego rzecza najokropniejsza. Doznal
obrzydzenia, gdy cos zaczelo wsuwaê swoje macki przez jego nos i usta. Nie mogl
sie nawet ruszyc. Jego twarz posiniala. Macki weszly do ploc, potem
glebiej. W tym czasie poczul jak jakas sila napiera od wewnatrz.
Jego piersi i brzuch zostaly rozerwane. Nie czóî nic prócz tego, ze
umiera. Wiedzial i zdawal sobie sprawe z tego, ze zaraz straci na zawsze
swiadomosc. Przynajmniej tak bylo stwierdzone przez nauke. On jednak nadal
byl przytomny. Nie czul teraz tak dotkliwie zadanego bolu, jednak czul co
nieznana sila wyprawia z jego cialem. Macki powedrowaly teraz do splotow
mozgu. Reszta ciala byla z nienawiscia rozrywana i rozrzucana w czarna, a
przedtem biala otchlan...
&endfloat
&rectangle
&font sign
&label
Scorp/Art-B
&font small
&label
lPs. Przepraszamy za brak polskich liter.
&end